Strona główna   Ogłoszenia   Grupy   Sakramenty   Liturgia   O parafii   Multimedia  Linki  Cmentarz   Kontakt

ks. Józef Klebba

 Ks. Józef Klebba urodził się 4 grudnia 1903 roku na Ziemi Kaszubskiej, w Wielkiej Wsi, która dzisiaj jest częścią Władysławowa. Był synem właściciela dużego gospodarstwa rolnego Jana Klebby i jego żony Matyldy z domu Kopitzkiej. Była to rodzina wielodzietna. Mieli dziesięcioro dzieci, z których troje zmarło w wieku dziecięcym. Wcześnie stracił matkę. Pozbawiony opieki, wkręcił w tryby maszyny, tracąc wskazujący palec prawej ręki, przez co stał się niezdatny do stanu duchownego. Po ukończeniu Gimnazjum Klasycznego w Wejherowie zdał maturę 8 czerwca 1923 roku i podjął studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Poznańskiego, studiował matematykę i fizykę. Jednocześnie czynił starania o dyspensę od nieprawidłowości.

Parafia Słupia

Własnoręczny życiorys ks. Józefa

Dyspensę udzieloną przez Stolicę Apostolską otrzymał po czterech latach, czyli w 1926 roku. To umożliwiło mu wstąpienie do Seminarium Duchownego w Poznaniu, gdzie kształcił się w latach 1926-1931. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk ks. Prymasa Kardynała Augusta Hlonda 14 czerwca 1931 roku. Mszę św. prymicyjną odprawił w Farze Puckiej na Kaszubach. Mimo swego kaszubskiego pochodzenia - jako absolwent Seminarium Poznańskiego - pozostał do dyspozycji Archidiecezji Poznańskiej. Pierwszy wikariat objął w Kostrzynie od 1 lipca 1931 roku. Po dwóch latach został przeniesiony do Wielenia i Leszna. Następnym wikariatem przed wybuchem drugiej wojny światowej był Kościan, gdzie ks. Józef pojawił się 15 listopada 1934 roku.


Po wojnie objął parafię Dakowy Mokre, przenosząc się w 1947 roku do Słupi, gdzie był proboszczem przez 8 lat. Zapisał się w pamięci Parafian jako dobry gospodarz, zatroskany zarówno o sprawy duchowe, jak i materialne. Zbudował wokół siebie życzliwe grono współpracowników, którzy pomagali mu w kierowaniu parafią.

 

Parafia Słupia

 

 Przed probostwem: ks. proboszcz Józef Klebba i najbliżsi współpracownicy

 

Oprócz codziennej pracy duszpasterskiej i troski o budynki kościelne, był organizatorem wielkiego jubileuszu 550-lecia parafii w październiku 1949 roku. Wydarzenia te poprzedziły przygotowania duchowe, oraz liczne remonty - między innymi generalna naprawa organów latem 1949 roku. Uroczystościom jubileuszowym przewodniczył zaproszony ks. abp. Walenty Dymek. Po Mszy św. była akademia w Domu Katolickim.
(Po kilkunastu latach znaleziono dokumenty, z których wynika, że parafia jest dużo starsza, wymienia się ją w dokumencie z 1298 roku...)

 

 

Parafia Słupia  Parafia Słupia

 

Parafia Słupia  Parafia Słupia

 

Parafia Słupia Parafia SłupiaParafia Słupia 

 

Parafia Słupia   Parafia Słupia

550-lecie parafii październik 1949r. Ks. Abp Walenty Dymek, ks. Józef Klebba

 

 

Po śmierci ks.Wacława Kolkiewícza, proboszcza w Granowie, w lutym 1955 r. otrzymuje od ks. arcyb. W. Dymka nominację na tę parafię. Miał jednak trudności z jej objęciem z powodu zamieszek jakie zostały wywołane. Gdy wzburzenie ucichło przeprowadził się do Granowa dnia 1 maja 1955r. Stan budynków kościelnych był w tej parafii bardzo opłakany. Probostwo zaciekało, a dach Domu Katolickiego zupełnie się zapadł i budynek groził ruiną. Ks. Józef najpierw naprawił dach na probostwie, uporządkował jego wnętrze, następnie przebudował Dom Katolicki. Założył całkowicie nowy dach, a dużą salę przerobił na 2 salki katechetyczne oraz świetlicę. Z czasem urządził tu również mieszkanie dla księdza wikariusza, składające się z przedsionka, łazienki i jednego pokoju. W latach następnych założył centralne ogrzewanie oraz dobudował do probostwa pomieszczenie służące jako pralnia. Wielką troską otaczał Kościół parafialny. Zbudowany z drzewa wymagał ciągłej konserwacji. Dokonał wymiany gontów na dachu Kościoła a z okazji jubileuszu 250-lecia obecnego Kościoła w 1979 r. dokonano całkowitego jego odnowienia. Ze ścian usunięto olejne farby i zakonserwowano je odpowiednimi płynami owadobójczymi. Założono nowy strop z desek, ponieważ dotychczasowy się zapadał. Remont trwał kilka lat i został ukończony w 1979 r. na jubileusz, który zaszczycił swoją obecnością ks. Arcybiskup Metropolita Jerzy Stroba. Parafia granowska posiadała beneficjum proboszczowskie składające się z kilkudziesięciu hektarów ziemi. Większość tej ziemi została zabrana na podstawie Ustawy o upaństwowieniu dóbr martwej ręki z roku 1950. Ks. Klebbie udało się odzyskać w 1956 r. pewnej części zabranej ziemi, którą też przeznaczył na działki budowlane. W ten sposób Granowo powiększyło się o 70 domów i kilka ulic. Nie tylko jednak sprawy materialne absorbowały ks. Klebbę. Z równą gorliwością troszczył się o życie duchowe swoich parafian. Raz lub dwa razy w roku urządzał rekolekcje parafialne. Zaprowadził wieczysty różaniec, odmawiany codziennie w kościele na pół godziny przed Mszą św. wieczorną. Za największe swoje osiągnięcie uważał wdrożenie parafian do uczestnictwa w częstej Komunii św. w myśl wskazań Kościoła, że pełne uczestnictwo wiernych we Mszy św. polega na przyjęciu Komunii św. Przez pierwsze 5 lat obywał się bez pomocy. Chciał dobrze poznać całą parafię. A była ona, jak na jednego kapłana, zbyt dużą - ok. 4000 wiernych i obszarowo rozległą - oprócz Granowa jeszcze 10 dalszych wiosek. W 1960 r. poprosił władzę Duchowną o pomoc, którą też otrzymał w osobie ks. wikariusza.
Był proboszczem w Granowie 26 lat.

 

Parafia Słupia

Pamiątka jubileuszu 50-lecia kapłaństwa

Ks. Józef Klebba był człowiekiem zasadniczym. Wiele wymagał od innych, ale także i od siebie. Był całkowicie oddany Kościołowi i Władzy Duchownej, do której odnosił się zawsze z należną czcią i szacunkiem. Sprawy Kościoła stawiał zawsze przed sprawami osobistymi. Raz po raz odzywała się w nim twarda, kaszubska dusza, stąd nie raz powstawały konflikty z otoczeniem. Zawsze jednak pragnął czyjegoś dobra i umiał też uznać i swój błąd. Kapłanów przyjmował z przyjacielską serdecznością i cieszył się z każdej takiej wizyty. Posiadał wysoką kulturę osobistą i dużo taktu. Dobrze czuł się w gronie kapłanów. Cieszył się ich wynikami i osiągnięciami w pracy duszpasterskiej. Chętnie służył pomocą i doświadczeniem. Był wielkim patriotą i do końca życia interesował się bardzo losami ojczyzny, tak bardzo doświadczonej w ostatnim czasie. Był człowiekiem głębokiej wiary. Do każdej Mszy św. przygotowywał się przez dłuższy czas, przychodząc wcześnie do Kościoła. Był też wielkim czcicielem Matki Bożej. Codziennie odmawiał różaniec. Z natury był człowiekiem porywczym, ale szybko się reflektował. Kochał swoich parafian, chociaż był wobec nich wymagającym. Ze względu na przekroczony wiek emerytalny i zły stan zdrowia przeszedł w stan spoczynku z dniem 30 czerwca 1981 r. Nie skorzystał z prawa zamieszkania w Domu Księży Emerytów w Poznaniu, lecz pozostał na miejscu przyjmując skromne mieszkanie powikariuszowskie w domu obok probostwa. Miał wtedy 78 lat. Przejście w stan spoczynku odczuł bardzo boleśnie. Przyzwyczajony do prowadzenia życia czynnego często powtarzał, że jest niepotrzebny. Nie był przygotowany psychicznie do życia na emeryturze. To go też załamało duchowo. Prócz tego trawiła go nieuleczalne choroba - rak. Każdego dnia przyjmował wielką dawkę lekarstw. Siły jednak go opuszczały, co uwidaczniało się również na zewnątrz.


Zmarł nagle 12.10.1982 r. w drodze z kościoła na probostwo w Brennie (wyjechał tam kilka na dni, by zastąpić tamtejszego proboszcza). Pogrzeb odbył się w dwóch etapach: najpierw odbyła się eksportacja zwłok do Kościoła w Brennie oraz Msza św. pontyfikalna, którą celebrował z okolicznymi kapłanami ks. bp. Stanisław Napierała. Po Mszy św. przewieziono zwłoki do Kościoła parafialnego w Granowie. Następnego dnia w sobotę 16.10.1982 r. o godz. 11.00 Mszę św. celebrował ks. bp. Tadeusz Etter. W koncelebrze uczestniczyli kapłani, przyjaciele zmarłego. Słowo Boże podczas Mszy św. wygłosił ks. prob. Jan Małeta z Tomic. Po Mszy św. na cmentarzu przykościelnym odbył się pogrzeb, w którym wzięło udział 40 kapłanów i ponad 2 tysiące wiernych. Nad otwartą mogiłą jeszcze raz przemówił ks. bp. Tadeusz Etter ukazując w krótkich słowach sylwetkę zmarłego. Ks. Józef Klebba spoczął między swoimi parafianami, wśród których był długoletnim duszpasterzem.


Parafia Słupia

 

 

Osobiste wspomnienie p. Krystyny Winowicz o posłudze ks. Józefa w Kościanie:

W Kościanie ks. Józef pojawił się 15 listopada 1934 roku. Przebywał tutaj jako drugi wikary mansjonarz do 30 czerwca 1938 roku. Proboszczem parafii farnej był wówczas ks. Stanisław Bednarkiewicz, a współpracowali z nim wikarzy: ks. Józef Echaust, ks. Antoni Hałas i ks. Józef Klebba. Od samego początku swego pobytu w Kościanie ks. Józef bywał częstym gościem w domu moich rodziców. Z dokumentacji fotograficznej wynika, że był obecny podczas świątecznych spotkań gwiazdkowych i wielkanocnych, a także podczas obchodzonych imienin Ojca lub Matki. Bywały też okazje znacznie ważniejsze. Już 8 września 1935 roku gościł na uroczystej kolacji z okazji dziesiątej rocznicy ślubu rodziców. W tym dniu - za jego zachętą - doszło do poświęcenia całej rodziny Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Takie intronizacje były w owych latach przeprowadzane w wielu rodzinach w Kościanie, a także czyniono to w prywatnych szkołach. Byłam wtedy ośmioletnim dzieckiem, ale pamiętam przebieg tej uroczystości, ponieważ pierwszy raz musiałam - obok Ojca, jako naj starsze dziecko w rodzinie - odczytać odpowiednią modlitwę, klęcząc przed poświeconą figurą Serca Jezusowego. Od tego dnia figura ta stała się przedmiotem kultu w moim domu. Modlitwy wieczome bywały przed nią odmawiane, niekiedy z udziałem ks. Józefa. W roku 1937 przyjęłam Pierwszą Komunię Świętą z jego rąk. Był także obecny na kolacji. Z tych lat pamiętam także, że ks. Józef potrafił być uroczym towarzyszem zabaw dziecięcych, wyjeżdżał z nami na organizowane przez Ojca wycieczki do lasu lub nad jezioro. Jemu zawdzięczała moja rodzina poznanie polskiego morza. W roku 1938 zawiózł nas do swoich krewnych W Swarzewie, gdzie przebywaliśmy dwa miesiące, zwiedzając wszystkie miejscowości leżące nad polskim Bałtykiem. Ks. Józef Klebba nie uczestniczył z nami wtych wakacjach, ponieważ od 1 lipca 1938 roku został przeniesiony na probostwo do Cieszyna w dekanacie odolanowskim. Była to miejscowość położona na pograniczu Polski i Niemiec, przypadła Polsce na skutek plebiscytu. Mimo uzasadnionych obaw, nowy proboszcz został przyjęty życzliwie, także przez niemieckich katolików, którzy podczas okupacji hitlerowskíej potwierdzili swą życzliwość. Jego kaszubskie pochodzenie okazało się w tych latach niezwykle użyteczne. Niemcy nie traktowali Kaszubów jako Polaków. I choć nie uznawano ich za Niemców, to jednak mieli przywileje i pewne uprawnienia przyznawane Niemcom.

Od września 1939 roku wojna zabrała mi najpiękniejsze lata młodzieńczego dorastania. Miałam 12 lat i z woli okupanta zostałam wtrącona w dorosłość. Wkrótce po wkroczeniu wojska niemieckiego rozpoczęły się wywózki całych rodzin polskich do Generalnej Guberni. Wielu Polaków rozstrzeliwano publicznie. Mój Ojciec także się z tym liczył był powstańcem Wielkopolskim... Byliśmy gotowi do wywózki, przez kilka miesięcy mieliśmy spakowane plecaki, aby szybko ruszyć w przymusową podróż. Tymczasem Ojciec okazał się niezbędnym pracownikiem cukrowni, dano mu służbowe mieszkanie. W naszym domu zamieszkały rodziny gestapowców i policjantów. Przeprowadziliśmy się do dużego mieszkania na terenie cukrowni, w ten sposób uratowaliśmy nasz dobytek ruchomy. To nie uchroniło Rodziców od troski o dzieci. Nastąpiły wywózki młodocianych w głąb Niemiec, często w celu ich zniemczenia. Rodzice w obawie o swoją dorastającą córkę szukali ratunku u ks. Józefa Klebby, proboszcza niemieckiej wsi. Jako Kaszub pełnił swoją funkcję w Cieszynie (Tscheschen) od 1 lipca 1938 do 30 marca 1946 roku. Pracowałam w gospodarstwie, przy uprawie ogródka, pomagałam w kuchni. Musiałam też paść konia i pilnować, aby nie stratował ogrodu. Konia bałam się bardzo, ale przyzwyczaiłam się do niego i on do mnie. Ks. Klebba był bardzo dobrym opiekunem, dbającym także o mój stan duchowy. Sprowadzał dla mnie polskiego kapłana, abym mogła przystępować co miesiąc do spowiedzi św. Te obowiązki spełniał ks. Antoni Tomiński, a z jego obecności korzystał także brat ks. proboszcza, pan Leon, który uprawiał rolę należącą do kościoła i zajmował się dobytkiem zwierzęcym. Gospodyni proboszcza, pani Łucja Plewa (ur. 1908 w Cieszynie, zm. 1996 w Granowie), zastępowała mi w Cieszynie matkę. Moi rodzice spodziewali się, że przebywając w środowisku niemieckim nauczę się języka niemieckiego, ale się zawiedli. Raczej Niemcy, z którymi miałam kontakty, nauczyli się mówić po polsku. Język niemiecki słyszałam najczęściej podczas nabożeństw w kościele, tam poznałam kilka pieśni i umiałam je śpiewać po niemiecku. Na probostwie rozmawiano ze mną po polsku. Ks. Józef rozmawiał po niemiecku tylko z Niemcami w biurze parafialnym, ze swoim bratem mówili po kaszubsku. W końcu maja 1941 roku Ojciec musiał mnie zabrać z tego bezpiecznego miejsca. Otrzymałam w Kościanie wezwanie po odbiór książeczki pracy. Od września do października 1941 roku pracowałam przy wykopkach ziemniaków w Pianowie, potem przez trzy miesiące w cukrowni jako pomywaczka w kuchni i laboratorium. Pracowałam na dwie zmiany, po 12 godzin. Dzięki staraniom Mamy, od lutego 1942 do czerwca 1943 roku byłam zatrudniona jako ekspedientka w piekarni Marii i Czesława Sobiechów. Potem zamknięto mi książeczkę pracy, uznając mnie za niezdolną na skutek zaraźliwej choroby. Nabawiłam się tuberkulozy podczas wykopków ziemniaków, na skutek niedożywienia i ciężkiej pracy. Od roku 1942 ks. Józef Klebba, wiedząc, że jesteśmy pozbawieni regularnego korzystania z mszy świętej i sakramentów, przyjeżdżał do Kościana co kwartał. W dniu 16 kwietnia 1942 roku przyjął moją najmłodszą siostrę Annę Danutę do Pierwszej Komunii Świętej. Mama, poinstruowana przez księdza Józefa, przygotowała ją do egzaminu, który Anna zdała z powodzeniem. Była to dla całej rodziny wzruszająca chwila. Msza święta odbywała się w pokoju, ołtarzem było biurko Ojca. Początkowo z duszpasterskich usług korzystała tylko moja rodzina, ale przy następnych przyjazdach byliśmy bardziej odważni i zapraszaliśmy na Mszę św. sąsiadów mieszkających w cukrowni. Niestety nie pamiętam ich nazwisk, wiem, że była to rodzina Waligórów, Pelagia i Marcin, oraz ich dzieci: Zofia i Kazimierz. Dla mnie niezapomnianym przeżyciem było towarzyszenie ks. Klebbie (w charakterze ministranta) w drodze do znajomych, którzy nie mogli przybyć do cukrowni na Mszę św., a pragnęli skorzystać z sakramentu pojednania i Komunii św. W roku 1944 asystowałam przy udzielaniu Chrztu św. Janinie Bronisławie, córce Izabeli i Bogdana Zielińskich. Jej rodzicami chrzestnymi byli: ciocia Irena Zielińska i mój Ojciec Franciszek, zastępujący brata matki dziecka, pana Józefa Ostaszewskiego, który nie mógł wtedy przyjechać z Generalnej Guberni. Opisane posługi ks. Józefa Klebby w Kościanie nie były jedynymi w tych trudnych latach niewoli. Z notatki Jerzego Pietrzaka, zamieszczonej w publikacji Edwarda Serwańskiego Ostrów Wielkopolski i jego region w okresie 11 wojny światowej 1939-1945 (s. 268) wiadomo, że Kościół katolicki farny był czynny tylko dla katolików niemieckich, których obsługiwał ks. Józef Klebba z Cieszyna. Natomiast Franciszek Olszanowski w pracy Parafia św. Marcina w Odolanowie (s. 78) pisał: Ks. Józef Klebba zebrał ukrywających się księży z byłego dekanatu ostrowskiego w październiku 1941 roku u sióstr Elżbietanek w Ostrowie. Tam ustalono pewne zasady duszpasterskiej działalności konspiracyjnej oraz teren działalności. Ks. Józef Klebba wyposażył też wszystkich utajnionych księży w niezbędny sprzęt liturgiczny oraz wszystko, co było potrzebne do realizacji zadań duszpasterskich. Wszystkie sprawy natury formalno-administracyjnej związane z udzielaniem sakramentu chrztu, sakramentu małżeństwa zgodnie z umową konspiracyjną księża przekazywali do punktu kontaktowego w Ostrowie, gdzie były zapisywane w odpowiednich księgach. O swych poczynaniach ks. Klebba informował ówczesnego wikariusza generalnego archidiecezji poznańskiej, biskupa Walentego Dymka, pełniącego tę funkcję w ograniczonym zakresie. W Kościanie opisane posługi duszpasterskie ks. Klebby trwały do drugiej połowy 1944 roku. Utrzymywane były w tajemnicy z powodów oczywistych. Zachowana dokumentacja fotograficzna znana była tylko najbliższej rodzinie. Wykonywał ją Ojciec, który nie oddał swego aparatu fotograficznego Niemcom podczas ich rekwirowania.

Po 1945 roku kontakty mojej rodziny z ks. Józefem Klebbą, któremu tak wiele zawdzięczaliśmy, nieco się rozluźniły. Powodów było kilka. Najpierw częste zmiany pobytu księdza. Od 1 kwietnia 1946 do 14 marca 1949 roku był administratorem w miejscowości Dakowy Mokre, potem od 15 marca 1949 do 30 kwietnia 1955 roku działał w Słupi, by wreszcie osiąść do końca życia w Granowie (1 maja 1955 - 30 czerwca 1981 r.). Tamże był proboszczem przez 26 lat. Nowe obowiązki nie pozwalały mu odwiedzać Kościana. Moi Rodzice też nie bardzo mogli Go wizytować. Musieli ciężko pracować na utrzymanie dorastających córek, aby umożliwić im nadrobienie wojennych zaległości, utraconych lat i uzupełnienie nauki W szkołach średnich i na studiach. Był to trudny okres dla nas wszystkich. Rodzice, jako właściciele domu, byli prześladowani przez reżim stalinowski. Mimo to całą rodziną uczestniczyliśmy w srebrnym jubileuszu święceń kapłańskich ks. Klebby, uroczyście obchodzonych w Granowie w 1956 roku. Było to nasze ostatnie spotkanie...

 

Parafia Słupia  Parafia Słupia  Parafia Słupia





Wydrukuj tekst...

                          


Osób online: 1

stat4u